Mikael Akerfeldt musi lubić oglądać się w TV, skoro na rynek trafia już trzecie z kolei DVD Opeth. Tym razem zasadniczym powodem rejestracji koncertu, stanowiącego danie główne tego wydawnictwa, stało się dwudziestolecie istnienia zespołu. Z tejże okazji Szwedzi zagrali kilka sztuk, w miejscach odmiennych od klubów czy zwykłych sal koncertowych, w których pojawiali się wcześniej.
Wystąpili więc na przykład w historycznym budynku Lichtburg w Essen (największa sala kinowa w Niemczech), Cirkus w Sztokholmie czy właśnie w słynnej londyńskiej Royal Albert Hall. Wszystkie te lokalizacje brano potencjalnie pod uwagę w związku z rejestracją gigu na potrzeby DVD; ostateczny wybór padł na Londyn. Trudno dziwić się tej decyzji, w końcu mury tej budowli stały się świadkami występów takich gwiazd jak m.in. Jimi Hendrix, The Beatles, The Who, Led Zeppelin czy Deep Purple. Ostatnia z wymienionych nazw jest tu zresztą podwójnie istotna, bowiem oprawa graficzna recenzowanego wydawnictwa stanowi więcej niż czytelne nawiązanie (żeby nie powiedzieć dosłowną kopię) do okładki purple'owskiego "Concerto for Group and Orchestra", zarejestrowanego 31 lat wcześniej właśnie w Royal Albert Hall.
Wybór miejsca to jednak nie jedyna nowość związana z jubileuszową trasą Opeth. Nietypowy jest również repertuar. Pierwszą część koncertu wypełnia "Blackwater Park", który odtworzony został w całości; na drugą część złożyły się natomiast odegrane w chronologicznym porządku utwory ze wszystkich pozostałych albumów zespołu. Jak to zwykle bywa w ostatnim czasie, "In Live Concert at the Royal Albert Hall" został wydany w kilku różnych wersjach. Opcja deluxe, w trójpanelowym boxie, to dwa krążki DVD (po jednym na każdą część koncertu) oraz trzy płyty CD, zawierające wersję audio tego wydarzenia. W dodatkach dorzuconych do występu znalazły się z kolei: wywiad z Akerfeldtem oraz film dokumentujący trasę kapeli. Wywiad z Mikaelem przeprowadzony został z wykorzystaniem pytań, wybranych spośród ponad 600 propozycji nadesłanych przez fanów zespołu. Trzeba przyznać, że część z nich zdecydowanie odbiegała od sztampy.
Dlaczego akurat "Blackwater Park"? Akerfeldt próbuje to wyjaśnić we wspomnianym wyżej wywiadzie, wskazując między innymi na przełomowy dla Opeth charakter tego albumu. Bez wątpienia zespół osiągnął wówczas prawdziwy, komercyjny sukces, moim zdaniem jednak za ewidentny przełom zwiastujący nowy rozdział w historii kapeli należałoby raczej uznać wydany dwa lata wcześniej "Still Life". Tak czy owak, na tapetę wzięto "Blackwater Park"; podczas odtwarzania go na żywo Szwedzi byli bardzo skoncentrowani, a gadatliwy zazwyczaj Akerfeldt całkowicie powstrzymał się od wszelkiej konferansjerki. Odbił to sobie z nawiązką w drugiej części setu (DVD nr 2). Ględził praktycznie w każdej przerwie, często wywołując salwy śmiechu po stronie publiki. Nic dziwnego, że w ramach wywiadu zapytano go, jak czułby się jako 'stand-up comedian'. Zespół rozpoczął od "Forest of October" z "Orchid", a dalej, w kolejności, grał po jednym utworze z następnych krążków. Największą atrakcję stanowiły rzecz jasna kawałki z trzech pierwszych albumów, ale nawet jeśli chodzi o późniejszą twórczość, Szwedzi wzięli się za kompozycje, które raczej nieczęsto goszczą na ich setlistach. Dodatkowo, w chronologicznie właściwych momentach frontman przedstawiał pozostałych członków kapeli - jak jubileusz to jubileusz. Cały set zamknął się w blisko trzech godzinach, a biorąc pod uwagę dodatki, warto zarezerwować cały długi wieczór na obejrzenie całości.
O ogólnym poziomie wykonawczym koncertu nie ma co się rozpisywać. Pod tym względem Opeth to najwyższa półka. Muszę to przyznać, nawet jeśli nie zasłuchuję się ich płytami na okrągło. Realizacja całości też jest pierwsza klasa - ujęcia z wielu kamer, perfekcyjny montaż i zero jakiejkolwiek sztuczności. Może oglądając "In Live Concert at the Royal Albert Hall" nie czuję się, jakbym w nim uczestniczył, ale nie występuje tu również efekt szklanej szyby, który przecież nie tak rzadko pojawia się na muzycznych DVD. Bardzo solidna robota, gdyby tak wszystkie zespoły podchodziły do sprawy z równym zaangażowaniem.
Szymon Kubicki