Godflesh i Pitchshifter zeszli ze sceny jakiś czas temu. Justin Broadrick założył Jesu. Na ten projekt inwencji starczyło tylko na epkę i świetny debiutancki LP, by później męczyć słuchaczy nijakimi, nudnymi kolejnymi albumami. Nic dziwnego, że ktoś postanowił wreszcie wziąć sprawy we własne ręce i wypełnić lukę w industrialnym graniu. I to nie byle kto, bo Sanford Parker (MINSK) i Bruce Lamont (Yakuza).
Spece od sludge’u i postcore’a znakomicie odnaleźli się na nowym polu. Co więcej, zaprosili kilku fachowców od wybijania rytmu. Nie mogąc zdecydować się na jedną osobę, postanowili, że będzie ich kilku. A lista jest imponująca: Dave Witte (Burnt By The Sun/Municipal Waste), Steve Shelley (Sonic Youth), John Herndon (Tortoise), John Merryman (Cephalic Carnage), Jeff Morgan (Rwake), Zak Simmons (Goatwhore), Jim Staffel (Yakuza) oraz kilku innych. Kto słyszał płyty ich macierzystych formacji ten wie, że nie wypadli sroce spod ogona.
Dla każdego, kto tęskni za płytami, które wydawała Earache Records na początku lat '90 będzie to pozycja obowiązkowa. Ta muzyka znakomicie oddaje bowiem tamten klimat. Jest mroczna, hipnotyczna, brudna, niepokojąca. Tak powinno się grać industrial.
Pierwszy numer "Invisible War" ledwie zarysowuje potencjał płyty, ale już następny "Seminal Animal" to istny eargasm. Chory, zapętlony sample, mechaniczny niespieszny rytm, wkręcający się w głowę. Marszowy "No Faith", przywołujący na myśl najlepsze produkcje Godflesh, niepokojący i hipnotyczny "All Spirit No Mind", wreszcie ambientowy w przeważającej części, zamykający płytę, numer tytułowy. Każdy kolejny czymś przyciąga, jest sam w sobie wyrazisty, a jednocześnie tworzy spójną całość. Amerykanie z pewnością nie próżnowali, przygotowując recenzowany materiał.
To wciągająca płyta, w wielu momentach smutna niczym widok zamkniętych śląskich hut, które jeszcze dwie dekady temu były dumą regionu. W innych, bardzo potężna, niczym dobrze naoliwiona maszyna, która prze do przodu. Zmiany charakteru poszczególnych utworów sprawiają, że nie ma czasu ani miejsca na nudę.
Circle Of Animals nagrali jeden z ciekawszych krążków tego roku. Mam nadzieję, że po debiucie nie osiądą na mieliźnie, jak to miało miejsce z Jesu.
Sebastian Urbańczyk