Babymetal

Metal Galaxy

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Babymetal
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-12-05
Babymetal - Metal Galaxy Babymetal - Metal Galaxy
Nasza ocena:
5 /10

Dziewczyny w rozkloszowanych kieckach i podkolanówkach w otoczeniu laserowych błysków i metalowej zawieruchy. Były trzy. Zostały dwie po tym jak japoński „zespół” opuściła Yuimetal. Su-metal i Moametal ciągną ten wózek jako duet.

I oczywiście kłamstwem byłoby gdyby mówić, że którakolwiek z wokalistek ma jakikolwiek wpływ na repertuar czy najogólniej poczynania Babymetal. Na scenie można by równie dobrze postawić kogoś zupełnie innego. Po prostu ktoś wpadł na pomysł, by połączyć metal z j-popem, mając pewność, że to się sprzeda. Zblazowani Azjaci lubią jak jest wyraziście i kiczowato. Mało tego, reszta świata też tę stylistykę kupiła – być może traktując Babymetal w formie żartu, być może jako ciekawostkę. Raczej nie na poważnie. Powaga była nie do strawienia przy okazji poprzedniego krążka „Metal Resistance” (2016), którego nie przesłuchałbym ponownie nawet z lufą przy skroni. Dlaczego? Odsyłam do recenzji. „Metal Galaxy” wydaje się materiałem ciekawszym, bo nie traktowanym z mesjanistycznym zadęciem.

Babymetal na trzecim longplayu zrozumieli, że to jest kicz i nie ma co się niepotrzebnie spinać i wkraczać w górnolotne, wzniosłe tony. Ten metal nie jest na poważnie i na „Metal Galaxy” wreszcie to słychać. Druga sprawa, że metalowa stylistyka została obudowana taką dawką skrajnych w wydźwięku przeróżności, że można się za głowę złapać jednocześnie tarzając po podłodze ze śmiechu. Oczywiście jeśli podejdzie się do tego kompaktu z przymrużeniem oka. W przeciwnym razie poziom zażenowania w słuchaczu prawdopodobnie przekroczy wszelkie normy i może on eksplodować od nadmiaru jaskrawych kolorów.

Obecnie metalowe konotacje często schodzą na drugi plan ustępując miejsca innym wpływom, przede wszystkim tanecznym. „Da Da Dance” to pioseneczka żywcem wyjęta z anime, „Shanti Shanti Shanti” sięga po muzykę hinduską, „Night Night Burn!” po latynoską, w „Starlight” i „BxMxC” słychać dub-step i wpływy core oraz djentowe, a „Oh! Majinai” to przerysowany folk metal podrasowany wokalem Joakima Brodena z Sabaton. To nie koniec gości, bo przy okazji j-popowego „Brand New Day” gitarowe partie dołożyli Tim Henson i Scott LePage z prog-metalowego Polyphia, a w elektroniczno-metalowo-popowym „Distortion” pokrzyczała Alissa White-Gluz z Arch Enemy. Na płycie aż skrzy się od kiczowatej elektroniki łamanej potężnymi gitarami i perkusyjnymi blastami. Mówię tu zarówno o topornym djencie jak i pędzącym na złamanie karku speed metalu.

Zaskoczeniem może być „In The Name of” z chórami, kotłami, industrialnymi gitarami i nieomal black metalowymi, niskimi melorecytacjami – oczywiście wszystko odpowiednio przerysowane, wyjęte z mrocznej pieczary na rozświetloną laserami scenę. Ten utwór jest spompowany jak zawodowy kulturysta. I mimo, że kiczowaty, to w gruncie rzeczy efektowny. Pozytywne wrażenie robi „Shine”, odnoszący się do progresywnego metalu, z wtrętami orkiestrowymi, pełen przestrzeni i imponujących gitarowych zagrywek (powiedzmy sobie zresztą otwarcie, że muzycy Babymetal to wyborni instrumentaliści!), których nie powstydziliby się członkowie Dragonforce. Całość wieńczy speed metalowa „Arkadia”, ponownie rozdęta wzniosłymi chórami. Niby to wszystko w złym guście, ale słucha się zadziwiająco przyjemnie.

I żeby była jasność: nigdy nie powiem, że Babymetal to dobra muzyka. To ciekawostka przyrodnicza z gatunku tych, które można raz zobaczyć, ale po raz drugi już nie bardzo się chce. Kiczowata zabawa. Guilty pleasure. Nie można jednak odmówić instrumentalistom warsztatu, a całości rozbuchanej, efektownej formy. O ile więc „Metal Resistance” nie chce widzieć więcej na oczy, nie mówiąc już o słuchaniu, to „Metal Galaxy” przednio mnie rozbawiło. Aczkolwiek tym przypisującym metalowi mesjanistyczną rolę raczej bym odradzał – w najlepszym wypadku dostaną niestrawności.