Od "The Cult is Alive" jaki Darkthrone jest, każdy widzi. Jedni norweski duet odsądzają od czci i wiary za pójście w... hmm... nazwijmy to awangardę, inni ubóstwiają. Za co? Za nowo nabyty luz, podejście, styl i przede wszystkim czerpanie pełnymi garściami z takich gatunków jak crust, punk czy tradycyjny metal.
Było nie było, tak jak "F.O.A.D." zorało i zaorało jak przystało na materiał tej pary muzycznych freaków tak "Dark Thrones and Black Flags" zamiast z uczuciem bliskim udanego randez-vous zostawiło w ustach niesmak gorzkiego deja vu. Dobrze, że mijają dwa lata i ukazuje się "Circle the Wagons". Po prostu, to chyba najbardziej szalona płyta tego dwuosobowego komanda!
Wiadomo po czym najpierw oceniamy książkę. Także i z "Circle the Wagons" jazda zaczyna się od okładki. Mówiąc kolokwialnie, ch*j wie co na niej jest (po prawej stronie), w centrum spostrzec można ludka znanego z dwóch poprzednich front coverów zabawiającego się w Robin Hooda. Nie wiem czy to tylko ja i moje niezrozumiałe dla innych poczucie humoru, ale widząc tę pracę wybraną na obwolutę nowego dzieła Darkthrone momentalnie zacząłem chichotać pod wąsem. Druga kwestia, powrót tych jedynych w swoim rodzaju tytułów. "I Am the Graves of the 80s", "Stylized Corpse", "I Am the Working Class"... Serio, chciałbym wiedzieć jakie grzybki te dwa norweskie pany zbierają po okolicznych lasach. Jednak, jak wiadomo, najważniejsza w tym całym bałaganie jest muzyka, a nie chwyty (tak, tak, niech oni udają true itepe, całe te jazdy od "The Cult..." to moim zdaniem jazda po ostatnie pesos wyciągnięte z portfeli "the maniacks". No ale to akurat moja osobista wizja) marketingowe. A gdy rozbrzmiewa w głośnikach "Those Treasures Will Never Befall You" uczucie rebelii i zapach spoconych trampków znów uderza w potylicę z mocą wybicia z progu Simmona Ammanna. Utwór ten to jawna polewka z... power metalu! Tak, wiem, zaraz zaczną się pytania czy Żurkowi na łeb nie padło (padło, dawno temu, bez obaw), ale sami posłuchajcie tego refrenu! Noooo i? Jasne, jest obskurne brzmienie, prosty ciąg na bramkę i dyskotekowe zaśpiewy rodem z "F.O.A.D.", ale ten chorus... brzmi on tak heroicznie, że niemal heroikomicznie. ManOwaR dałby się za niego pociachać sztucznym mieczem z bobra, to pewne. Ale to dopiero początek jazdy bez trzymanki w wykonaniu duetu Nocturno Culto i Fenriz. Chórki w "I Am The Graves Of The 80's" wywołały u mnie niemal płacz ze śmiechu. Ale śmiechu pozytywnego! Bo w tym szaleństwie jest metoda. Darkthrone na ostatnich płytach wykpił/oddał pokłon (po raz kolejny jak w wypadku tych panów nic nie wiadomo) wszystkim możliwym mocniejszym szlachetnym stylom muzycznym. Więc teraz dodali więcej epiki (na szczęście nie tej z Simone Simmons), pozostając wciąż obsmarowanymi norweskim błotem bękartami z pogranicza punku, black i heavy metalu.
A co najważniejsze, kurcze, słucha się tego kapitalnie! Każdy utwór ma to coś, co sprawia, że przykuje uwagę do głośnika na więcej niż raz. Czy jest to odjechana partia solowa, czy te dziwaczne partie wokalne (już nawet nie chodzi o wyżej wymienione chórki, to co się dzieje w utworze tytułowym to już jest totalne... sam nie wiem jak to nazwać :) czy zmiany motywów w środku kompozycji. Co najważniejsze, jest to kolejna płyta, która udowadnia, że Nocturno i Fenriz sroce spod ogona nie wypadli. I nie chodzi mi o kunszt czy o umiejętności (to każdy wie, że mają, tylko przestali by udawać...). Trzeba mieć łeb, i ogromną znajomość tematu, żeby tak swobodnie wędrować między inspiracjami (riff w "Black Mountain Totem" na ten przykład - stary dobry thrash) a całość zachowała jednolitego ducha.
Nie ma się czego uczepić, nawet na siłę. Po chwilowym spadku formy nowy/stary Darkthrone wraca pokręcony jak (ostatnio) zawsze i jak nigdy. Trochę nowości, dużo starego brudu, jest luz i jakiś zamysł, ręce i nogi po prostu, czego nie słyszałem na poprzedniczce. Jedynym minusem "Circle the Wagons" jest fakt, że ukazała się ona po takich złotych strzałach jak "The Cult is Alive" i "F.O.A.D". Ja wiem, że musi minąć trochę czasu, by z boku oceniać, zestawiać i szeregować. No ale mimo wszystkich moich ochów i achów jeden "Canadian Metal" czy "Too Old Too Cold" wciąga nosem nówkę Darkthrone. Ale to kwestia po prostu tego, że pewne rzeczy już nie wrócą i trudno czwarty raz wywołać taki sam szok. Było nie było Fenriz i Nocturno Culto dali radę. Pytanie czy dadzą następnym razem?
Grzegorz Żurek