Gdy tylko świat usłyszał o Baroness od razu przyklejono im metkę "kopistów Mastodona". I choć bycie posądzanym o brak oryginalności nie jest z pewnością dobre dla żadnego artysty, w tym przypadku najbardziej zainteresowani chyba zbytnio nie zawracają sobie tym głów. Grają swoje i nawet dobrze im to wychodzi!
Samym tytułem krążka jego twórcy puszczają oczko do fanów. Po "Red Album" Baronowie nagrali teraz płytę "Niebieską". Oczywiście dopełnieniem jest okładka, utrzymana w tonacji zielono-błękitnej i kojarząca się z psychodelią lat 70., co nasuwa nam kolejne skojarzenia z czym mamy do czynienia.
Jak już wspomniałem, zespół nie ucieka od swoich wyraźnych inspiracji. Nadal mnóstwo tutaj zapożyczeń od Mastodona, co, w połączeniu z wyraźniejszymi wpływami King Crimson czy nawet muśnięciem Led Zeppelin, może prowadzić do wniosku, że Baroness nagrało swoje "Crack the Skye". Zresztą nawet intro "Bulhead’s Psalm" przybliża nam atmosferę ostatniego krążka Branna Dailora i spółki. Podobnie gitary, które nazbyt często, poza kilkoma momentami, gdzie słychać, że zespół zaczyna wprowadzać do swojej twórczości też nowe patenty, brzmią jakby były wycięte choćby z "Blood Mountain". Najlepszym przykładem może być "War, Wisdom and Rhyme", w którym nawet John Baizley wyrzuca z siebie poszczególne frazy tekstu w podobny sposób, jak robi to Troy Sanders.
W tym wypadku potrafię w pewnym stopniu wybaczyć zespołowi naśladownictwo, ponieważ trzeba przyznać, że udało im się w przekonujący sposób rozwinąć pewne pomysły swoich idoli. Szczególnie pod względem melodyki. Za przykład może służyć ballada "Steel That Sleeps the Eye", podczas słuchania której sam żałuję, że grupa nie zdecydowała się jej rozbudować i szerszej zaprezentować swojego łagodniejszego oblicza. Poza tym dużo więcej tutaj radosnego rock’n’rolla, nie tak przecież obecnego u twórców "Leviathana".
Baroness rozwijają się, nadal jednak zbyt wolno i mało wyraziście, by mogli przestać liczyć głównie na zainteresowanie tych, którzy są już fanami Mastodona. Przez wtórność trudno uznać "Blue Record" za - co zdają się próbować wmawiać niektórzy recenzenci - album wybitny. Jest to krążek bardzo dobry, by jednak grupa mogła być stawiana wśród największych, nie wystarczy tylko przekładać na swój język pomysłów innych…
Jacek Walewski