Recenzja najnowszego albumu grupy Rammstein "Liebe Ist Fur Alle Da" musiała być jednym z podstawowych punktów na naszej październikowej liście artykułów. Wiadomo, ciężko jest wrócić po kilku latach nieobecności na rynku wydawniczym bez tak zwanego eventu. Ostatni porządny materiał Rammstein nagrał w 2004 roku, potem już były tylko płyta z odrzutami o wątpliwej jakości ("Rosenrot") i efekciarskie DVD ("Volkerball") i cisza. Ciszę przerwał opublikowany w internecie kontrowersyjny teledysk, współgrający z tytułem kompozycji "Pussy", i nie chodzi tu o "Pussy" jako słodkiego kociaka, ale o parę słodkich kociaków i kilku jurnych szwabów.
Każdy chyba to video widział, mimo iż zbanowane zostało wszędzie. Każdy komentował sztuczne cyce klawiszowca, "bimbo" urodę występujących tam dzierlatek i debatował nad tym jak naprawdę nakręcono ten teledysk. Śmiechom nie było końca, gdy nagle radosne i rubaszne chichotanie zmieniło się w ciche pochlipywanie, śmiech przerodził się w śmiech przez łzy. Otóż Rammstein wyrolował wszystkich. To był właśnie event, który ponownie zwrócił na nich uwagę. Pomijając otoczkę skandalu i to nieszczęsne video "Pussy", jako utwór, to rzecz wątpliwej jakości.
Oczekiwałem więc na nowy wyrób najsłynniejszych muzykujących obecnie Niemców z drżeniem serduszka. Uspokajałem się, iż kiedyś już, za przeproszeniem, "lali" na siebie nawzajem na koncertach a przy tym nagrywali rzeczy miażdżące członki niczym koło świętej inkwizycji. No ale niestety, pewne rzeczy już nie wrócą. Rammstein w roku 2009 to zespół wykastrowany, który zgubił gdzieś swoją dawną metodę na naprawdę świetny industrial, który masywnie jechał jak maszyny w fabrykach NRD. Teraz Niemcy oferują nam muzykę, do której można wesoło podrygiwać na lokalnym dicho, dawne "pierdolnięcie" ulotniło się z ich twórczości tak jak video do "Pussy" z serwisu YouTube.
Zaczyna się bardzo niemrawo. "Rammlied" jedzie na jednym riffie i jest zdominowany przez klawiszowe wstawki. Na plus wybija się refren, w którym Niemcy krzesają troszkę mocy. "Ich Tur Dir Weh" dla hecy skonstruowany natomiast jest na... takiej samej zasadzie jak opener płyty. Spokojniejsza, jadąca zwrotka zdominowana przez ten "industrial" z gatunku "tanz" i relatywnie mocniejszy chorus. Napisałem relatywnie, bo nie jest to ten sam power, który generowały chociażby "Mein Teil" czy "Reise, Reise". Coś zaczyna się dziać w końcu w trzecim kawałku. "Waidmanns Heil" można nazwać nawet thrash/industrialem. Utwór brzmi jak Metallica z dodatkiem syntetycznego trąbienia, czyli jakby to powiedział Borat: "Nice". Dobre wrażenie obraca w niwecz następny w rozkładzie jazdy "Haifisch". Jest to jedna z tych kompozycji Rammstein, której totalnie nie rozumiem. Żenujący wręcz klawiszowy podkład na tle zaciętej perkusji (w ogóle brzmienie perki na "Liebe Ist Fur Alle Da" woła o pomstę do nieba... Tak kartonowo-plastikowy sound pozbawiony totalnie mocy pasuje bardziej jako podkład do techno niż do czegoś zbliżonego do rocka/metalu. Przechodzi on, a jakże, w mocniejszy refren, który swym pseudo-patetycznym klimatem wywołuje uśmiech politowania na twarzy.
No i tak to mniej więcej wygląda aż do końca albumu. Mocniejsze i bardziej udane utwory (np. "B********", "Liebe Ist Fur Alle Da") zmieszane są tutaj z totalnymi zamulaczami ("Roter Sand" - co to jest?!?!), kompozycjami mieszającymi czad ze spokojniejszym łupaniem ("Fruhling In Paris", "Wiener Blut") i rzeczami ewidentnie bardziej "techno", tfu, "tanz" (nieszczęsne "Pussy"). Nie ma już tego dawnego niepokojącego klimatu i mocy wczesnych albumów, czy odważnych poszukiwań jak na "Reise, Reise". Mamy natomiast album bardzo prosty, skomponowany w większości na zasadzie kopiuj-wklej, bez większych muzycznych niespodzianek. Owszem, całość nawet może się podobać, niewątpliwie słucha się połowy kawałków miło. No ale od Rammstein ja oczekiwałem więcej.
I tak pewnie Niemcy sprzedadzą od licha i trochę kopii "Liebe Ist Fur Alle Da". Ale zwolennicy tego materiału - pomyślcie sami. Kontrowersyjna okładka płyty, kontrowersyjna okładka singla, kontrowersyjne video, kontrowersyjny limit z zestawem wibratorów... Chleba, nie igrzysk.