Szkoda, że to tylko EPka z nową kompozycją, ambientową podróżą i coverem. Gdyby Blindead nagrało w tym roku album, który trzymałby poziom tytułowego "Impulse" to nie byłoby co zbierać.
Co najbardziej cieszy, to fakt, iż po dwóch dużych płytach zespół w końcu określił swój styl. Debiut to była jeszcze "walka z materią". "Devouring Weakness" i tak było świetnym albumem, nowością na rodzimym rynku, ale wykazywał sobą pewne stylistyczne niezdecydowanie, któremu zaradzić chciał drugi krążek. W dużej mierze "Autoscopia / Murder in Phazes" się to udało, ale kto nie odczuł senności przy obcowaniu z tym wydawnictwem niech pierwszy rzuci kamień...
Tutaj ekipa Havoca daje nam jasno do zrozumienia. Doomowe czy sludge'owe zapędy idą w odstawkę, a Blindead skupia się na post-metalu. I bardzo dobrze, bo ostatnimi czasy Polska wyrasta na cichych liderów tego gatunku, że wspomnę chociażby rewelacyjne Tides From Nebula. W momencie gdy Isis czy Minsk nie do końca zadowolili swoich fanów a Neurosis znów milczy jak zaklęte, nie ma lepszego momentu na atak na słuchaczy.
"Impulse" oferuje nam 16-minutową podróż, w trakcie której zobaczymy niejeden krajobraz. Czy będą to szarpane motywy na tle morderczo precyzyjnej perkusji czy spokojna wędrówka krainą łagodności... Kawałek przelatuje nawet nie wiadomo kiedy, a my chcąc poznać wszystkie jego smaczki puszczamy go od nowa.
Po tym, że zespół potrafi zwrócić na siebie uwagę EPką, można poznać jego klasę. Blindead daje nam jasno do zrozumienia: bądźcie czujni. O nich będzie jeszcze głośno.
Grzegorz Żurek