Dystans jaki oddziela dziś zespół Hunter od własnych nagrań z przełomu XX i XXI wieku jest trudny do zmierzenia. Kapela weszła w proces muzycznej dewolucji.
Tegoroczny, siódmy już album studyjny Hunter zatytułowany "NieWolnOść", wydaje się naiwnym nagraniem. Zbyt oczywistym i dosłownym jeśli chodzi o wypowiedziane słowa oraz przebrzmiałym w warstwie muzycznej. Artystom pokroju Pawła "Draka" Grzegorczyka, Piotra "Pita" Kędzierzawskiego, Konrada "Saimona" Karchuta, Michała Jelonka czy Dariusza "Daraya" Brzozowskiego taki album po prostu nie przystoi. Co się stało z Hunterem, który miał potencjał, aby wychowywać ludzi? Gdzie łacińskie sentencje, nieoczywistości słowem i muzyką tworzone, gdzie klimat czegoś niegdyś nazywanego soul metalem? Gdzie antywojenne manifesty, które na duszach słuchaczy ryły referaty pisane do nauczyciela i swoich znajomych? Gdzie Hunter, którego dziś potrzebujemy?!
Dla mnie płyty "Medeis" z 2003 roku, "T.E.L.I…" (2005) czy też "HellWood" (2009) zawierały w zasadzie metal moich marzeń, które prysły w starciu z "NieWolnOścią". Ten krążek zawiera dziesięć kompozycji nawiązujących pod pewnymi względami do poprzedniego albumu kapeli "Imperium" sprzed trzech lat. Już wtedy dało się odczuć, że Hunter obrał zły kurs, schodząc z królewskiej ścieżki ku mocniejszym i agresywnym zagraniom, nieleżącym w tożsamości zespołu. Dziś ta agresja, czasem wręcz bezmyślna rzeźnia, niekiedy dominuje we fragmentach "NieWolnOści", czyniąc z Huntera jeden z tych zespołów jakich wiele - bezmyślnych, banalnych, pozbawionych przesłania. W każdym razie w tym mało wyróżniającym się zestawieniu piosenek wciąż można jednak dostrzec talent wokalisty. Wspaniałego i jedynego w swoim rodzaju Draka, który nawet do najmniej przemyślanych tekstów potrafi pięknie zaśpiewać, otoczyć słuchacza emocją, oddać mu kawałek siebie. To w Hunterze pozostaje niezmienne.
Co się jeszcze nie zmienia? Abstrahując od aż nadto bezpośrednich tekstów w "NieWolnOści" uwagę zwraca utwór tytułowy, choć nieco rozbrajany chaotycznymi smyczkami, to jednak kruczymi efektami nawiązujący do wielkiej przeszłości zespołu. To Hunter, który na nowym albumie dawał nadzieję każdemu kto chciał podnieść kamień i rzucić w kierunku systemu. Pod pewnym względami formacja daje się także poznać ze swojej klimatycznej strony w groźnie nazwanej kompozycji "Rzeźnicki", nieco tracącej w obliczu przeciętnego brzmienia płyty, ale przynajmniej nawiązujący do unikatowej atmosfery w metalu kreowanej przez zespół ze Szczytna. Podobnie jest w utworze "Niebanalny". Tu mówią duchy "HellWood", tu Pit zagrał solówkę, za którą należy się błogosławieństwo. Tu Hunter nosi swoją skórę. Podobnie zresztą sprawy się mają przy kompozycji "Niewesołowski", utrzymanej w nośnym i fajnym klimacie, podniesionej do kwadratu, zagranej i zaśpiewanej tak jak Hunter swoich fanów dotąd przyzwyczajał.
Co się zatem zmienia? Kamienie wypadają z rąk wobec miernot w stylu utworów "Niewinny", "Gorzki", "Nierządnicki" czy też "Niemy", sprawiających wrażenie, jakby były odpadami z kilku ostatnich sesji grupy, nudnymi, hermetycznymi w swej instrumentalnej konwencji. Kapela ostro naciska na instrumentach w "Podniebnym" i singlowej żenadzie "Ripoście drugoklasisty", ale co w tym ostrym graniu zwraca uwagę? Nic. A może coś? Bezmyślność! Seria mocnych riffów i partii perkusji, rozdzierana irytującymi smyczkami, z Drakiem próbującym śpiewać o Pinokio i Gepetto albo o innych głupotach okazujących się marnymi metaforami, obrażającymi inteligencję słuchaczy odwołaniami. Na koniec trzeba też wbić gwóźdź do trumny, która nazywa się "tytuły utworów" - jestem w stanie sobie wyobrazić, iż kapela w tekstach próbuje oddawać się naiwnym porównaniom, ale już na poziomie tytułów Hunter mógłby wzbić się na jakąś minimalną kreatywność, a nie tworzyć teksty na poziomie uczniów gimnazjum z dysfunkcjami intelektualnymi (auć!). W poszukiwaniu wzorców nie trzeba szukać daleko, można przecież sięgnąć do własnej dyskografii…
….oddajmy więc prawdę rzeczywistości - nie trzeba być przy tym "pierdolnięty" jako śpiewa Drak - coś złego dzieje się w szeregach Hunter. Być może kapela właśnie odcina kupony od swojego dziedzictwa, które potrafiło burzyć mury. Być może nie ma pomysłu na funkcjonowanie i tworzy "byle co, aby było", a może próbuje grać mocniej szukając szerszej publiczności? Trudno powiedzieć jakie są dziś priorytety funkcjonowania formacji. Łatwo jednak ocenić "NieWolnOść", który jest albumem naiwnym, słabo wyprodukowanym, zagranym dla dzieciaków przez dorosłe dzieci, pozbawionym mocy i przesłania, a przede wszystkim pozbawionym klimatu, na którym ta kapela zbudowała swoją tożsamość. Ten album jest straszny, a ja jestem wstrząśnięty i rozczarowany.
Konrad Sebastian Morawski