Pięć utworów, w tym cover Hawkwind, to cenzurka Voivod na temat kondycji post-społeczeństwa. Zabrzmiało filozoficznie? W zasadzie każdy krążek kanadyjskiej kapeli zawsze zawierał w sobie coś filozoficznego. Taki obrót spraw nie ulega zmianie przy okazji EP-ki "Post Society".
Pierwsza myśl po zapoznaniu się z tym trwającym nieco ponad pół godziny materiałem wybrzmiała w mojej świadomości mniej więcej w taki sposób: "To Voivod żyje?!". Trudno przypuszczać, aby w przyszłości cokolwiek w tej materii miało ulec zmianie, ponieważ DNA kapeli z Quebecu było ściśle powiązane z Denisem D’Amourem. Niemniej "Piggy" od 2005 roku wciąż nie żyje, a w zasadzie to jego cielesna forma, bo duch legendarnego muzyka przetrwał w nagraniach Voivod. Nie tylko w ramach dedykacji, jak w przypadku zamieszczonego "Post Society" utworu "We Are Connected", ale też jako namacalna inspiracja. Świadczy o tym właśnie najnowsza EP-ka.
Krążek zawiera sporo dynamicznego, gitarowego grania. Już w otwierającym album utworze tytułowym Daniel "Chewy" Mongrain zasypuje słuchacza sporą ilością charakterystycznych riffów gitarowych. To rdzeń Voivod, którego rozwinięciu sprzyja rewelacyjny, zresztą jak zawsze, wokal Denisa "Snake’a" Bélangera, a także hiperaktywna perkusja Michela "Awaya" Langevina. Można by nawet pomyśleć, że w Voivod nic się zmieniło. Kapela zasypuje odbiorców społecznymi dylematami w rytm muzyki, która od drapieżnego zasuwu instrumentalnego potrafi przejść do bardzo refleksyjnego, fragmentami mocno skomplikowanego klimatu. To nie tylko zasługa dwóch etatowych muzyków kapeli - Snake’a i Awaya - ale również wspominanego Chewy’ego, który odkąd dołączył do Voivod w 2008 roku zrobił niesamowity postęp. Nie da się ukryć, że gra pod Piggy’ego, ale to akurat dobra inspiracja. Tak jak niegdyś Michael Schumacher inspirował się stylem Ayrtona Senny w Formule 1.
Voivod na "Post Society" to bowiem szaleńczy wyścig. Na emocje, na słowa i na instrumenty. Kolejny w talii EP-ki utwór, czyli "Forever Mountain", osadza się na tych trzech segmentach twórczości. Formacja na własne życzenie komplikuje klimat kompozycji, sprowadza na popioły świadomość słuchaczy, a nade wszystko wyciąga się na instrumentach w różne niebanalne sposoby. To ciekawa kompozycja, zbliżona dokonaniom zespołu z 2003 i 2006 roku, na granicy pomiędzy życiem i śmiercią Piggy’ego - progresywność, metal i improwizacje. W każdym razie do bardzo refleksyjnego nastroju przywołuje utwór "Fall". Można by go nazwać balladą jeśli chodzi o standardy Voivod, choć niespodziewane zjazdy na poziomie gitar i perkusji owe nazewnictwo nakazują przedefiniować. Ponad wypowiedzianymi słowami zwracam tu szczególną uwagę na bębny w wykonaniu Awaya, który zaprezentował się w wybornej formie.
Kulminacyjnym punktem "Post Society" jest kompozycja "We Are Connected", którą muzycy zadedykowali Piggy’emu, a także Coreyowi Mitchellowi i Philowi Taylorowi. Mitchell był cenionym pisarzem, współpracującym zresztą z muzykami, a Taylor byłym perkusistą Motorhead. Obaj dość niedawno zeszli z ziemskiego padołu, o czym wymownie przypomina klimat kompozycji. Pod wieloma względami drapieżny, ale też bardzo refleksyjny, jakby zawieszony w przestrzeni, na ten charakterystyczny i czasem trudny do przyswojenia kanadyjski sposób. Zaprezentowana w połowie utworu solówka gitarowa Chewy’ego przypomina o bólu utraty. "We Are Connected" to murowany kandydat do katalogu najważniejszych kompozycji zarejestrowanych przez Voivod po 2005 roku.
Muzycy oddali też hołd Lemmy’emu. Trudno inaczej rozpatrywać zaprezentowanie coveru Hawkwind "Silver Machine". Kapela gra tu inaczej niż w oryginale, pozostaje w swojej konwencji, ale zachowuje też klimat legendarnego nagrania. To cenna umiejętność, którą nie zawsze daje się zaobserwować przy okazji rozmaitych coverów. Cenna jest też twórczość Voivod. Nie wszyscy sięgają po materiały zespołu, bo muzyka tworzona przez Kanadyjczyków nie należy do najbardziej nośnych, ale czasem wystarczy słowo, jakiś niepoddany konwencji dźwięk, aby Voivod stał się towarzyszem reszty życia. Tak oto kapela żyje, nagrywa, angażuje nowych muzyków, jak basista Dominique Laroche "Rocky", a nade wszystko pozostaje w wysokiej formie, o czym świadczy "Post Society".
Konrad Sebastian Morawski