Trzy szóstki Kata to jeden z najważniejszych albumów w polskim metalu. To dzieło właśnie doczekało się świetnej reedycji.
Materiał oryginalnie wydany w 1986 roku w anglojęzycznej wersji pt. "Metal and Hell", następnie w tym samym roku na polskim rynku jako "666", został po prawie trzydziestu latach wznowiony w drastycznie innym składzie, niż ten z połowy lat osiemdziesiątych. Dość powiedzieć, że na cmentarnym posterunku ostali się tylko Roman Kostrzewski i Ireneusz Loth, obaj działający zresztą jako Kat & Roman Kostrzewski, ale nie będzie to w żadnym razie recenzja poruszająca temat relacji pomiędzy muzykami, którzy nagrali pierwotne wydanie "666". Trudno też porównywać oprawę graficzną obu dzieł - każda z nich jest beznadziejna. Za to warto wspomnieć o współczesnych czasach, które dla metalu nie są wcale łaskawe.
Trzy szóstki dziś nie szokują. Frontside się z nich naśmiewa, a zagorzali fani Iron Maiden traktują je bardziej jako element swojej tożsamości, aniżeli symbol bluźnierstwa. Zresztą zdarza się dziś, że sami wyznawcy Kościoła Rzymskokatolickiego często bywają bardziej trój-szóstkowi, niż wyobrażali to sobie muzycy Kata w 1986 roku. Nic to! W końcu liczy się przede wszystkim muzyka, która w przypadku "666" była znakomita, tak trzydzieści lat temu, jak również obecnie. W tym przypadku wznowienie nie odebrało duszy pierwowzoru, ale zdołało go przenieść do współczesnych realiów, nie tracąc przy tym klimatu wywołanego w dniu premiery. Trzy szóstki głoszone przez Romana Kostrzewskiego w 2015 roku brzmią tak samo dziko, opętańczo i barbarzyńsko, jak przed laty. Masz mnie wampirze!
Album zawiera w sumie dziesięć bluźnierstw i każde z nich aspiruje do miana kultu. Starsi fani, będący dziś na ogół poważnymi i dobrze ułożonymi ludźmi (jako autor recenzji), powinni więc z czarną rozkoszą przypomnieć sobie dynamiczne thrash n’ speedmetalowe hymny Kata - "Metal i piekło", "Masz mnie wampirze", "Noce szatana", "Wyrocznia" i tytułowy "666" - będące esencją przenikających się wpływów klasycznych gatunków metalu w latach osiemdziesiątych XX wieku. To ostra, szydercza i wciągająca jazda na gitarach, która w reedycji nie straciła nic ze swojego oryginalnego kształtu. Piotr Radecki i Krzysztof Pistelok zaprezentowali się tu jako niezwykle sprawni gitarzyści, cieszy też porządna forma Ireneusza Lotha, a wokal jego demonicznej mości Romana Kostrzewskiego smakuje niczym wino, które przeleżało trzydzieści lat w kościelnej piwnicy. Ogień!
Zresztą trzy szóstki to niemalże nieustanne trzydzieści sześć minut metalowego zasuwu na pograniczu thrash, heavy i speed. Co prawda kapeli zdarzyło się przyłożyć w paru miejscach takim ciężarem, który wzbudza skojarzenia nawet z ekstremą, jak w wieńczących dzieło "Czarnych zastępach" albo do kości brudnym "Mordercy", ale to zasadniczo nie wpływa na klimat płyty. Czyni ją po prostu jeszcze bardziej wściekłą i niepożądaną na ołtarzu wspomnień obrońców czci i moralności. "666" zawiera także pierwszą i trzecią część "Diabelskiego domu". Historii, o której rodzice zabraniali słuchać swoim niewinnym pociechom. Utworów, będących jednym z najbardziej reprezentatywnych przykładów możliwości Kata zarówno w warstwie instrumentalnej, jak również w tekstach. Wreszcie też kanonach, które tworzyły polski metal i zadecydowały o jego kształcie. Czy o czymś nie wspomniałem? Jest tu i "Czas zemsty", czyli pierwsza wielka ballada Kata. Refleksja, która równie dobrze mogłaby być sennym koszmarem. Abbadon!
Tak oto każdy uświadomiony człowiek, nieważne czy ateista, czy katolik, pewnie pogryzie sobie jęzor za kolejnymi słowami wyśpiewanymi na płycie przez Romana Kostrzewskiego. Pogryzie z rozkoszy lub z chęci buntu. Te napisane przed trzydziestu laty słowa ciągle szokują i wciąż są aktualne! Ponadto instrumentaliści Kata udowodnili, że w ich żyła płynie smolista krew, co uchodzi z najlepszą rekomendację brzmienia odświeżonego krążka. Warto dodać, że zestaw tych wrażeń należy zawdzięczać Raven Studio ze Skrzyszowa i realizatorom dźwięku zaangażowanym do wznowienia materiału. To kapitalna robota, która sprawia, że Kata znowu można odkryć na nowo i przy okazji przypomnieć sobie o swojej przeszłości. Czy pod waszymi włosami znowu pojawiły się trzy szóstki?
Konrad Sebastian Morawski