Koncert zagrany przez Dio w londyńskim Hammersmith Apollo w grudniu 1993 roku stał się kolejnym krążkiem wydanym post mortem ku chwale nieodżałowanej legendy heavy metalu.
Tamtej nocy na scenie już wtedy legendarnego klubu stanęli Ronnie James Dio, Vinny Appice, Jeff Pilson, Tracy G i Scott Warren. Ta grupa muzyków była odpowiedzialna za reunion Dio, który nastąpił w 1993 roku. Jedną z przesłanek powrotu kapeli do regularnego grania była seria koncertów, a występ zespołu w Hammersmith Apollo stanowił zwieńczenie europejskiej trasy. Ten koncert był też zapowiedzią szóstego albumu studyjnego Dio "Strange Highways", który ukazał się niedługo później. Zespół zagrał w Londynie takie kawałki z nadchodzącego krążka jak "Jesus, Mary & the Holy Ghost", tytułowy "Strange Highways" (drugi w secie!), "Hollywood Black", "Evilution", "Pain" oraz "Here's To You". Londyńska publiczność była więc świadkiem premiery koncertowej materiału zarejestrowanego po wznowieniu działalności formacji.
Podczas koncertu nie zabrakło też największych ówczesnych hitów Dio, rzec można choćby o kultowych "Don’t Talk To Strangers" i "Holy Diver", przebojowym "Rainbow In The Dark" albo wielkim heavy metalowym strzale z debiutu z 1983 roku czyli "Stand Up And Shout". W murach Hammersmith Apollo wybrzmiały też wybrane kawałki, które Ronnie James Dio nagrał z Black Sabbath i Rainbow. Po mrocznej stronie metalu znalazły się "Heaven and Hell" (zagrany w dwóch odsłonach), "Children Of The Sea" i "The Mob Rules", a po stronie tęczy "Man On The Silver Mountain". Ze współczesnej perspektywy za ważny dodatek do materiału należy uznać trwający nieco ponad dwadzieścia minut dokument pt. "Hangin’ With The Band", który uzupełnia zawartość DVD. Zobaczyć tam można wypowiedzi muzyków - w tym samego Ronniego Jamesa Dio - a także różne wymiary emocji i refleksji towarzyszące muzykom w 1993 roku. To krótki, acz szalony dokument.
Sam koncert, trwający około półtorej godziny, został zarejestrowany przy zachowaniu dobrych standardów. Można oczywiście zapomnieć o współczesnych materiałach DVD, gdzie popularnym zespołom towarzyszy na ogół kilkanaście (kilkadziesiąt?) kamer scenicznych, które są w stanie dotrzeć nawet pomiędzy struny gitarzystów. W każdym razie nad koncertem w Hammersmith Apollo czuwało kilka kamer, które dały dobry ogląd na zespół, a nawet spontaniczną i nieprzypadkową publiczność. Scena, po której poruszali się muzycy nie była może zbyt imponująca. Koncertowi nie towarzyszyły też jakiekolwiek sensowne efekty specjalne, ale kogo to obchodzi? Klasycznie brzmiący heavy metal został doskonale udokumentowany na podstawie zachowań poszczególnych muzyków, fajnych solówek (szczególne miejsce otrzymały bębny Appice’a, nie zabrakło też popisów gitarowych Tracy'ego G), a także dobrej pracy świateł. Kojarzycie te filmy retro, gdzie w newralgicznych momentach strumień światła kumulował się na jednym aktorze? Tak samo było w przypadku koncertu Dio w Hammersmith Apollo.
Pomimo dużej przestrzeni dla poszczególnych instrumentalistów, największą gwiazdą wieczoru był oczywiście Ronnie James Dio. Jego szalenie wysoki poziom wokalny i sposób komunikacji z publicznością (np. przy wielkim "Heaven and Hell") uczyniły z niego jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci w heavy metalu, która swoją wrażliwością potrafiła "ukraść" show nawet najbardziej ekspresyjnym muzykom. Dowodów można poszukać na zapisie koncertu z Hammersmith Apollo, gdzie instrumentaliści mnożyli liczne, niekiedy dziwne zachowania, a Ronnie po prostu robił swoje. To był wielki muzyk. Niezależnie od tego, czy w tej chwili zaistniała koniunktura na pośmiertne wydawnictwa z jego udziałem warto się w nie zaopatrywać. Te koncerty są jak najważniejsze lekcje historii. Heavy metalowej historii. Nieśmiertelny nauczycielu, prowadź!
Konrad Sebastian Morawski