Wbrew tytułowi nowej płyty Korn nie dokonuje na niej zmiany paradygmatu swojej muzyki. Mamy tu do czynienia raczej z syntezą starego brzmienia grupy i dubstepowych fajerwerków stanowiących główny składnik ostatniego albumu zespołu "The Path of Totallity".
Do składu Korna po niemal dekadzie wrócił jeden z jego najważniejszych elementów - gitarzysta Brian "Head" Welch. Słychać to od pierwszych chwil otwierającego album "Prey for Me". Gitary są bardziej wyeksponowane, jest mocniej niż na poprzednim wydawnictwie. Jest tylko jeden problem. Większość utworów na "The Paradigm Shift" brzmi jakby został stworzone na zasadzie "Ej zagrajmy coś w stylu Got The Life i dodajmy trochę syntezatorów". Duża część riffów jest wtórna i monotonna. Wszystkie cięższe kawałki są właściwie zagrane na jedno kopyto ("Prey for Me, "Punishment Time", "Paranoid and Aroused", "It’s All Wrong"). Nie lepiej jest, gdy w kompozycji dominuje elektronika - singlowe "Never Never" to chyba najsłabszy kawałek na płycie.
Momentami bywa jednak całkiem ciekawie. Szczególnie gdy Kornowi udaję się dobrze wyważyć proporcje gitarowego uderzenia i elektroniki ("Spike in my Veins", "Mass Hysteria"). Przyzwoicie wypada także wolniejsza "Lullaby for a Sadist". Mocnym punktem albumu są na pewno różnorodne wokale Johnatana Davisa. Growluje, warczy, recytuje, szepcze, śpiewa falsetem i swoją normalną barwą. W przeciwieństwie do reszty grupy lider Korna naprawdę się postarał.
"The Paradigm Shift" to bardzo asekurancki album. Ciężko znaleźć utwór który na dłużej zapadałby w pamięć. Kierunek jest dobry, jednak brakuje tu po prostu świeżych instrumentalnie kompozycji. Może Kornowi po powrocie Head’a zwyczajnie potrzeba więcej czasu. Oby, bo "The Paradigm Shift" to spore rozczarowanie.
Maciej Pietrzak