Zespół Mikromusic od kilku lat uchodzi za jedną z najbardziej interesujących formacji w naszym kraju. Swoim albumem "Sova" muzycy pokazują, że wszystkie otrzymywane od recenzentów i fanów komplementy nie sprawiły, że osiedli na laurach.
Mikromusic funkcjonuje od 2002 r. O tego czasu zdążyli nagrać trzy albumy, zostać finalistami opolskich Debiutów, festiwalu TOPtrendy, zdobyć uznanie światka dziennikarskiego, w tym Marka Niedźwieckiego, oraz… wystartować do eliminacji Eurowizji. Sympatia krytyków, i przede wszystkim fanów, wzięła się zapewne głównie z poruszającej atmosfery, jaką zespół kreuje swoją muzyką. Dość znamienne, że grupie już na poprzednich wydawnictwach, udało się połączyć jazzowy charakter muzyki z bardziej miłym dla ucha wokalem Natalii Grosiak sprawiającym, że po krążki Mikromusic mogą sięgnąć także osoby dotychczas niemające z tego typu estetyką wiele wspólnego.
Na początek "Sova" wita nas bardziej jazzową konwencją w "Oczko" i nasączonym lekką ironią lirykiem. Natalia Grosiak nadal nie daje się zamknąć w banalnych schematach zarówno jako wokalistka jak i autorka tekstów. Kolejny utwór, "Chmurka", jest już dynamiczniejszy, do tego charakteryzuje się bardziej zapadającą w pamięć linią wokalną. Tutaj słychać największą różnicę w porównaniu z delikatną i oniryczną poprzednią płytą, "Sennik". Ponoć pewnym manifestem Natalii jak i myślą przewodnią całej płyty jest lekka - zarówno w warstwie muzycznej jak i lirycznej (refren "W nosie to mam") - "Niemiłość". Na bazie kontrastu z tym numerem umieszczono tutaj chyba "Jesień" i "Manna". Spokojniejsze utwory jawią się jednak jako najbardziej przejmujące fragmenty płyty. Szczególnie wieńczące całość "Maliny" oraz "Por Fin" (zaśpiewane w duecie z Joao Teixeira de Sousy) pokazują, że zespół ma duży potencjał w komponowaniu bardziej subtelnej muzyki.
Zaskakująco brzmią "Porzeczki" i zwłaszcza "Szkodnik". Ten ostatni numer rozpoczyna się mrocznym psychodelicznym intrem, wzmocnionym po kilku sekundach ostrą partią trąbki. W połączeniu z kontrowersyjnym tekstem ("Ja na świat się nie prosiłam/Żyję przez przypadek (…) Może po prostu mnie zabij/po cichutku, kulturalnie/Jak kod milcząco mnie skasuj/Złap mój oddech") może robić na słuchaczu największe wrażenie.
Niebagatelną rolę w twórczości grupy odgrywa, nie przez przypadek wspominany już parokrotnie, wokal Natalii Grosiak, dobrze sprawdzający się zarówno w dynamiczniejszych numerach i jak melancholijnych balladach. W tych drugich, w pewnym sensie, frontmanka Mikromusic zauracza swoim delikatnym, dziewczęcym, jednocześnie zmysłowym głosem. Inną kwestię stanowią jej teksty, które, choćby przez fakt, że są śpiewane po polsku, zwracają na siebie uwagę przez cały czas słuchania płyty. Swoimi lirykami nie pozostawia chyba nikogo obojętnym - chwilami drażni, porusza czy, jak w "Szkodniku", wstrząsa.
"Sova" jest albumem w dużej mierze eklektycznym, sporo czerpiącym z jazzu, w mniejszym stopniu z folku oraz także muzyki psychodelicznej. Zespół żongluje nie tylko stylistykami, ale także bawi się słuchaczem zmiennymi tempami oraz nie pozostawia go obojętnym za sprawą nastroju swoich kompozycji. Sprawia to, że cała płyta jako całokształt niejednokrotnie zaskakuje go i wciąga w pewną grę. Album zdecydowanie warty polecenia nie tylko fanom jazzu.
Jacek Walewski