Czym jeszcze może zaskoczyć Pat Metheny - muzyk, który przez blisko czterdzieści lat zdobył dziewiętnaście nagród Grammy?
Ano choćby koncepcją grania w kwartecie z saksofonem, pełniącym obok gitary rolę instrumentu wiodącego. Ale i to nie jest totalnym zaskoczeniem, bowiem już raz - ponad trzydzieści lat temu - Metheny stworzył taki projekt. Wówczas z udziałem wielkich - Michaela Breckera i Deweya Redmana powstał album "80/81". Tym razem do nagrania płyty "Unity Band" zaprosił saksofonistę Chrisa Pottera.
Najnowszy zespół Pata Metheny'ego nie istniałby oczywiście bez znakomitej sekcji rytmicznej. Tę stanowią perfekcyjnie wyselekcjonowani: perkusista Antonio Sanchez i kontrabasista Ben Williams. Pod kierownictwem mistrza tworzą rytmiczny monolit o lekkiej strukturze, idealnej do niekonwencjonalnych i zaskakujących pochodów gitarowych Methenego. Fani jak zwykle odnajdą tę jego charakterystyczną miękkość brzmienia osadzoną w rozimprowizowanych strukturach o melodyjnym charakterze. Na każdym kroku czuć, że mimo ogromnych możliwości, Pat Metheny w swoich niesztampowych improwizacjach nigdy nie zapomina o melodiach i motywach przewodnich. Tym razem jednak dzieli rolę lidera z Chrisem Potterem, grającym na saksofonie tenorowym i sopranowym oraz klarnecie basowym. Jego klasyczne pasaże wspaniale uzupełniają grę Methenego, przypominając nieco najlepsze muzyczne motywy lat '80.
To zadziwiające, jak wiele muzyką mają do powiedzenia wymienieni wyżej artyści w dziewięciu niezwykłych, instrumentalnych utworach. Począwszy od bardzo przebojowych “New Year", “Roofdogs" czy “Come and Sea", będących hołdem dla Freddiego Hubbarda, aż po wypełniony po brzegi elektronicznymi loopami "Signals", w którym wykorzystano możliwości orchestrionu. Rolę epilogu pełni tu szaleńczy, free-jazzowy "Breakdealer". Krótko mówiąc, Pat Metheny po raz kolejny stworzył album bardzo wysokich lotów, mający szansę trafić nie tylko do fanów jazzu.
Kuba Chmiel