Organic Instrumentals
Gatunek: Jazz i fusion
Wygląda na to, że rok 2012 jest dla Michaela Landaua wyjątkowo pracowity i owocny. Zaledwie kilka tygodni temu ukazała się druga płyta formacji Renegade Creation, a teraz na półki sklepowe trafia krążek jego własnego zespołu.
Patrząc na skład osobowy The Michael Landau Group, który brał udział w nagraniu "Organic Instrumentals" można odnieść wrażenie, że to dość luźny i raczej wirtualny byt. Najważniejszy jest oczywiście lider, który dowolnie, według tylko sobie znanego klucza, dobiera pozostałe osoby bowiem poszczególne utwory nagrane zostały z udziałem różnych muzyków. Michaela Landaua wspierają m.in. koledzy z Renegade Creation czyli Gary Novak i Jimmy Haslip ale i Vinnie Colaiuta na perkusji, Andy Hess na basie, Larry Goldings na Hammondzie i jeszcze kilku innych.
Każda z dziesięciu kompozycji składających się na program płyty jest czysto instrumentalna, często zbudowana w podobnej konwencji, czyli z wyraźnie zaznaczonym tematem przewodnim zagranym na gitarze, a potem rozwinięciem ozdobionym solówkami i to w zdecydowanej większości Landaua. "Organic Instrumentals" otwiera "Delano" z gitarą akustyczną grającą motyw przewodni. Potem dołącza się też elektryczna i bardzo dyskretny Hammond. Landau nie używa kostki i czasem brzmienie instrumentu przynosi skojarzenia z Derekiem Trucksem. Niezwykle urocza kompozycja. "Sneakers Wave" napędzany jest genialnym, wręcz przebojowym tematem zagranym na elektryku, który powraca co chwilę jak refren dobrej piosenki, a całość utworu przetykana jest świetnymi solówkami Landaua. Nieco spokojniejszy "Spider Time" rozpoczynają jakby "frippowe" soudscapes a potem dominuje Landau i jego gitary. Co chwilę popisuje się zgrabnymi solówkami (ach ta mnogość brzmień instrumentu) czasem tylko pozwalając aby Hammond Larryego Goldingsa wysunął się na pierwszy plan. Utwór jest dość długi, trwa prawie osiem minut i gdyby go lekko skrócić byłby jeszcze ciekawszy, bardziej skondensowany i treściwy.
"The Big Black Bear" ponownie otwiera intrygujący temat przewodni poprowadzony przez gitarę elektryczną. Utwór wykonywany jest w trio ale dograne dodatkowe partie gitar dają wrażenie dużo bogatszego instrumentarium. Wiele uspokojenia przynosi "Karen Mellow". W zasadzie to jazzowa kompozycja z bardzo delikatnymi gitarami pięknie budującymi nastrój. Czasem tylko dynamika kawałka mocno wzrasta, jakby Landau nie chciał, aby słuchacze przysnęli. Nie uważam, żeby było to konieczne, bo utwór pomimo swego melancholijnego tempa jest niezwykle intrygujący. W kolejnym czyli "Ghouls And The Goblins" klimat poprzednika jest kontynuowany. Rewelacyjnie wypada "Big Sur Howl". Spokojny, mocno bluesujący numer ozdobiony przepiękną solówką Walta Fowlera zagraną na flugelhornie (taka większa trąbka). Nie obyło się rzecz jasna bez gitarowego popisu Landaua. "Woolly Mammoth" otwiera korzennie brzmiący bluesowy riff. Utwór oparty jest na dość monotonnym, ciężkawym podkładzie rytmicznym (skojarzenie z tytułowym mamutem jak najbardziej wskazane), ale w żadnym razie nie nudzi. "Smoke" zagrany jest tylko w duecie Larry Goldings i Michael Landau. Ponownie bluesowe pulsowanie, ale tym razem do miarowego basowego podkładu generowanego przez instrumenty klawiszowe, na tle którego Landau snuje swoje gitarowe opowieści. Płytę zamyka minimalistyczny i bardzo klimatyczny "The Family Tree" w którym to możemy posłuchać wyłącznie lidera tego projektu.
Bardzo ciekawie pod względem dramaturgii zbudowany jest ten krążek. Rozpoczyna się przebojowo i dynamicznie, by z każdym kolejnym utworem, zmieniając przy okazji tempo i styl, wyhamować skromnie brzmiącym zakończeniem. Nie wiem jak formacja zaprezentuje się na żywo w takim repertuarze. W studio można dołożyć dowolną liczbę gitarowych śladów wzbogacających brzmienie, a na scenie nie ma aż takich możliwości.
Michael Landau to gitarzysta niezwykle uniwersalny. W kręgu jego zainteresowań jest blues, jazz, rock i wszelkie pochodne tych gatunków i wszystko to znalazło swoje odzwierciedlenie na "Organic Instrumentals". Bardzo udane kompozycje wykonane przez wybitnie uzdolnionych muzyków dały w efekcie album, którego słucha się z dużą przyjemnością, a mnogość stosowanych przez Landaua brzmień gitary po prostu zachwyca.
Robert Trusiak