Szkoda, że mimo szumnych zapowiedzi i świetnego, wybitnie koncertowego "Get Up" (dzięki Skrillexowi oczywiście), "The Path of Totality" okazał się rozczarowaniem.
Nie boję się tego powiedzieć, nie mam klapek na oczach i nie jestem fanem Korna. Jestem za to jak najbardziej otwarty na tego typu kolaboracje, a wręcz pożądam świeżości. Korn miał zadatki na to, aby dobrze wstrzelić się w trend i dzięki temu poddać rewitalizacji własną, nieco już przebrzmiałą stylistykę. Założenie dobre, zaproszeni producenci również, ale zabrakło pomysłu na Korna samego w sobie, nie na dubstep.
Schody pojawiają się w momencie, gdy uświadamiamy sobie, że tak naprawdę, ‘"The Path of Totality" można było bez problemu nagrać na komputerze w studio, bębny zaprogramować i zloopować, a dubstepowe - tak lubiane teraz - wooble i wszystkie momentami ocierające się o dysonans - smaczki - powrzucać bez większego zastanowienia. Szkoda, bo Korn stawiał na silny rytm i groove, który na "The Path of Totality’’ gubi się gdzieś w połowie albumu, a potencjał drum’n’bassowej Noisia czy lubiącego hard electro i dubstep Downlink (czekam na występ w Polsce!) nie został wykorzystany. Inaczej rzecz się ma ze Skrillexem, który niezależnie czy w bangerze "Get Up", o którym była już mowa, czy w raczej stonowanym i fajnie płynącym "Narcisstic Cannibal" dorzuca swoje trzy grosze. Właściwie, angaż Sonny’ego (aka Skrillex) jako producenta i współautora całego albumu, byłby znacznie lepszym rozwiązaniem. Podobnie, jak zaoferowanie jego młodszemu koledze Feed me, również poruszającemu się po elektro/dubstepowym terytorium, więcej niż nieco ponad cztery minuty na pokazanie swoich niemałych możliwości.
Największy przegrany? Oprócz Jonathana Davisa, który nagrał naprawdę świetne wokale, zdecydowanie 12th Planet i Excision. Ci kolaboranci metalu zupełnie nie czują, ale nie mam im tego za złe. Nie każdy jak Borgore czy Skrillex (plus Bare Noize i paru innych) mógł/może grać w metalowej kapeli i wiedzieć jak (prze)aranżować utwory. Trudno.
Jest za to szansa, że Korn z nowym materiałem obroni się na żywo. Niech tylko zaproszą dj’ów na wspólny tour i zrobią z tego prawdziwe muzyczne wydarzenie. Mają ku temu możliwości, finanse i cały głodny rynek, więc zakładam, że ilość ludzi na koncertach przejdzie najśmielsze oczekiwania. Choćby w samych Stanach, o Wyspach Brytyjskich nie wspominając…
Grzegorz "Chain" Pindor