Big In Europe. Vol.1 - Warsaw
Gatunek: Elektronika
Muzyczna kooperacja Schulze i Gerrard trwa nieprzerwanie od czasów "Farscape" (2008), a artyści widocznie upodobali sobie nasze poletko, bo to również kolejne po "Dziękuję Bardzo" (2009) wydawnictwo koncertowe zarejestrowane w kraju nad Wisłą.
Polski rząd postanowił uświetnić obchody 70-tej rocznicy napadu Sowietów na Polskę koncertem właśnie Schulze i Gerrard, a występ odbył się na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie 17 września 2009 roku. Był to również jeden ze spektakli wchodzących w skład europejskiego tournée "Big in Europe", które sądząc po widniejącym na okładce "Vol.1" w przyszłości ukażą jako kolejne części serii. Część warszawska, jakkolwiek wygląda bogato, bo składa się z trzech płyt, nie przynosi jednak zbyt wiele materiału muzycznego - po prawdzie jest go niespełna godzina, mamy bowiem krążek DVD z zapisem koncertu w wersji wizualnej, krążek CD, gdzie utrwalono występ w postaci wyłącznie dźwiękowej, oraz drugie DVD z dokumentalnym filmem przybliżającym przygotowania ekipy do show.
Jakkolwiek przedstawienie może wizualnie imponować, bo fantastyczną robotę robi scenografia oparta na świetlnych, hipnotyzujących wizualizacjach, tak pewne ograniczenia techniczne zaważyły o statyczności występu. Wystarczy wspomnieć, że całość koncertu opiera się na zmieniających się co jakiś czas czterech pozbawionych dynamiki ujęciach - przypomina to bardziej cierpiące na niedostatek budżetu nagranie dla bloku kulturalnego Telewizji Polskiej niż występ międzynarodowych gwiazd. Głównie zabrakło kamery ukazującej Klausa Schulze krzątającego się pomiędzy syntezatorami, głowa wystająca zza pokaźnej liczby sprzętów to trochę za mało. Szkoda, bo scena w ujęciu z planu ogólnego wygląda doprawdy imponująco, momentami nawet cyberpunkowo.
Mówiąc o samej muzyce, musimy sobie powiedzieć szczerze, że Klaus Schulze nie gra dla przypadkowej publiczności, to nie jest tak, że wchodząc do sklepu muzycznego nabywamy niesieni kaprysem jego album. Artysta od wielu lat ma swoich wiernych odbiorców, wytrawnych smakoszy jego bądź co bądź trudnej sztuki, prawdziwie wytrawnych koneserów. Ten kto miał to szczęście, bądź nieszczęście, dorastać w domu, gdzie z głośników sączyły się dźwięki od Vangelisa, Isao Tomity, Jarre'a, czy szczególnie Tangerine Dream ten odnajdzie się i w projekcie Schulze i Gerrard. Jest to muzyka powolna, przestrzenna, ambientowa, oparta na rozciągniętych w czasie syntezatorowych akordach, elektronice, zahaczająca o new age oraz ethereal, mało krautrockowa, znacznie bardziej neoklasycystyczna (za sprawą Gerrard ubarwiającej ją operowymi, kontraltowymi wokalizami), czerpiąca również z muzyki filmowej i ilustracyjnej. Niewątpliwie są to dźwięki wyszukane artystyczne w formie i głębokie w przekazie, bo rzeczywiście wokale założycielki Dead Can Dance dają spore pole interpretacyjne. Absolutnie przekonuje więc połączenie elektroniki z rozwiązaniami muzyki nawet operowej. Warszawski koncert przynosi godzinę dźwięków zadowalających, wytrawnych i kunsztownych, ale nie dla przypadkowego odbiorcy, który najzwyczajniej materiału z "Big in Europe" nie wytrzyma percepcyjnie. Jest to raczej sztuka dla wprawionych w obcowaniu z taką stylistyką.
Osobiście znacznie częściej będę sięgał jednak po krążek audio niż DVD, wersja wideo jest bowiem potwornie statyczna i tylko z tego powodu ocena całości ucierpiała przynajmniej o jeden punkcik. Materiał muzyczny natomiast przekona i usatysfakcjonuje wszystkich zainteresowanych twórczością Klausa Schulze, jako nawykłych już do trudnej formy utworów stosowanej od lat przez artystę. Sądzę zresztą, że wydawcy poprzez "Big in Europe" nowego audytorium nie szukali. Zainteresowani i tak płytę nabędą, cała reszta natomiast może sobie podarować zakup i na początek sięgnąć raczej po Tangerine Dream.
Grzegorz Bryk