Inna, odważna, pełna eksperymentów - tak można opisać nową płytę 30 Seconds to Mars. Z jednej strony "This is War" będzie sporym szokiem dla fanów, którzy kojarzą ich z emo/screamo gitarową alternatywą. Z drugiej zaś strony z nowym wydawnictwem ekipa Jareda Leto ma spore szanse na zaistnienie w mainstreamie, a przy tym artystycznie za bardzo nie ma się czego uczepić.
Kto uważniej śledził wieści z obozu 30 Seconds to Mars, ten znał problemy w jakie wpadła kapela. Zerwanie kontraktu, sprawy w sądzie, przedłużający się termin wydania nowego albumu...Dla zespołu to była wojna, i ma to odzwierciedlenie w tytule wydawnictwa. Acz wojna kojarzy się z kurzem, krwią i strzelającymi armatami. Stąd przewrotność tego tytułu. Rockowych armat, wzbudzających szybki tętent serducha u fanów gitarowej ekwilibrystki to za dużo na "This is War" nie ma...
Najprościej nowy wypiek 30 Seconds to Mars określić można jako electro-pop-rock. Przy czym składowa rock jest w tym wypadku sporym nadużyciem...Sam byłem w szoku, gdy po ciekawym wstępie "Escape" rozbrzmiały pierwsze dźwięki "Night of the Hunter". Moim ulubionym kawałkiem 30STM jest "The Fantasy", ciężko zatem było mi zrozumieć czemu zamiast rzeźbienia gitar i fruwającego basu słyszę głównie elektroniczny podkład wespół z monotonną perkusją. Ale od razu wiedziałem, że "This is War" to nie jest album z gatunku "St.Anger", "Nostradamus" czy "(tu każdy wpisuje nazwę płyty jednej ze znanych kapel, która w jego mniemaniu totalnie zawiodła jego oczekiwania)". Dlatego katowałem się nową płytą 30 Seconds to Mars aż nie doszedłem do jakichś konstruktywnych wniosków.
A wniosek sam ciśnie się na usta, choć w tym wypadku bardziej na klawiaturę, 30 Seconds to Mars dojrzał i jasno określił się jako zespół, który nie chce być kojarzony z jakimiś banalnymi nurtami czy stylami. Sam sobie chce rozdawać karty i dyktować warunki. Na "This is War" 30STM bliżej U2 (singlowym "King and Queens" Bono & Co. na pewno by nie pogardzili!) niż dawnego oblicza. Płyta jest pełna eksperymentów, tak brzmieniowych (mnóstwo elektronicznych przestrzeni tworzących intrygujący klimat, pojawiające się niekiedy poszerzone instrumentarium) jak i formalnych (niepokojące chórki stworzone przez fanów poupychane po kątach, mnóstwo kombinacji, romansów z popem). Całokształt zaś posiada niemal progresywne zmiany nastrojów w kompozycjach ("Night of the Hunter"), które zyskały na skomplikowaniu a co za tym idzie i długości. Dla 30 Seconds to Mars 6 minut to obecnie optymalna długość dla, nie boje się napisać tego słowa, piosenki. Bo i formuła zmieniła się trochę (no ale nie bądźmy jacyś nieobiektywni w tej kwestii, co nie? od zawsze 30STM stawiało na dobry refren) u Amerykanów. Cenią teraz bardziej dobre melodie, chorusy są świetnie wyeksponowane, wokal Jareda Leto gra tutaj większą rolę niż to drzewiej bywało, wszystko jest bardziej zjadliwe dla przypadkowego słuchacza.
Ale mimo iż płyta jest lżejsza niż poprzednie, nie znaczy, że prostsza. Wręcz przeciwnie, sam po wielu obrotach jeszcze nie odkryłem wszystkich niuansów i smaczków "This is War", a to lubię. Mimo iż album ten to trochę nie moja poetyka, to jednak nie mogę się od niego oderwać. Nowe 30 Second to Mars mimo iż na początku brzmi banalnie jest dalekie od bycia banalnym. Dajcie tej płycie szanse, bo to naprawdę dobry przykład na to, że można zbliżyć się niebezpiecznie blisko mainstreamu, a zachować przy tym wszystkie swoje walory.
Grzegorz Żurek
Zdaniem Grzegorza "Chaina" Pindora:
Jako mniej lub bardziej zadeklarowany fan braci Leto i ich zespołu nieśmiało przyznaję, że ich najnowsze dzieło, mające już męski zarost poznaję dopiero teraz, i to też paradoksalnie nie z towarzyszącej regularnemu fanowi ekscytacji i zaciekawieniu. Wychodzi tyle płyt, dostaję tyle demówek i innych pierdół, iż nawet nie jestem w stanie sięgać po to co lubię, a co znajduje się w mainstreamie. Z 30 Seconds To Mars znamy się nie od dawna, lubimy wzajemnie, choć to jedynie kontakt na linii album - odbiorca, przyjemności z takich spotkań, często w domowej ciszy jest co niemiara. A co dopiero gdy braci Leto zobaczę (a zobaczę!) na tegorocznej edycji Coke Live Music Festival...
W odniesieniu do poprzednich wydawnictw, które prezentowały się głównie (co najważniejsze) na wysokim poziomie muzycznym (dla wielu i tak kwestia sporna) nowe, już powolutku siwiejące dzieło przerasta jednak poprzedniczki zarówno pod względem samej muzyki, która wzbogacona została o kilka elementów o których przeczytacie poniżej, oraz pod względem samej oprawy graficznej, a raczej layoutu albumu. Choć z tym tygryskiem zdobiącym front "This Is War" z samego faktu, iż lwem jestem zbyt wiele wspólnego nie mam, o dziwo pasuje na swym miejscu idealnie. Jeszcze zanim już przejdę do samej muzyki kilka słów o tym co bracia Leto chcieli osiągnąć w trakcie nagrań swego opus magnum. Jared, bo to niewątpliwie mózg, pan i władca tego trio wyznał po cichu, iż chciałby stworzyć klasyk, album potężny, niezapomniany zarówno dla samych siebie jak i dla tych, którzy w tej rockowo-alternatywnej (a jednak ponownie paradoksalnie w mainstreamowej) niszy będą starali się poruszać a za obrany kurs i kierunek wybierając sobie 30 Seconds To Mars. I ja się im nie dziwię, bo to jest możliwe, ale chyba jednak jeszcze nie teraz i nie w przypadku "This Is War". Szanse są, to jest niepodważalne, ale być może za kolejne cztery lata, kiedy wydadzą coś jeszcze lepszego być może nawet monumentalnego a jednocześnie bardzo dojrzałego i osobistego. W każdym bądź razie da się.
"This Is War" w całej swej rozciągłości to jednak wciąż album rockowy, co prawda urozmaicony znaczną ilością elektroniki (klubowo/tranceowo/dubowej), gościnnym udziałem mojego faworyta Kanye Westa w singlowym "Hurricane" (choć wersja z samym liderem zespołu wypada lepiej bo bardziej emocjonalnie), oraz dziecięcymi chórkami czy znacznym uwypukleniem bębnów, które dają faktycznie niezłego kopa. Słowem klucz do rozwiązania zagadki jaką jest "This Is War" są emocje. Wszechobecne, tak przenikliwe, często skrajne i załamujące. Jared Leto to nie tylko dobry aktor, ale przede wszystkim świetny wokalista, który dosłownie potrafi oczarować. Powinniśmy sobie wszyscy uświadomić, że Jared, jaki by tam on emo jednak nie był to kwintesencja szczerych emocji zawartych w strunach głosowych rockowego wokalisty. Pasja z jaką ów jegomość śpiewa naprawdę poraża oddaniem, niezależnie czy są to akurat bardzo ckliwe i druzgocące zaśpiewy czy krzyk z typową dla niego manierą - Jared jest atutem całego zespołu.
Sprawdźcie koniecznie pozytywny, ale tylko w formie muzycznej "Closer To The Edge", singlowy emanujący ciepłem "Hurricane", oraz bardzo mocny w przekazie "This Is War". Te trzy utwory to co prawda tylko namiastka tego, co zawarto na tym krążku, ale według mnie wystarczająca zachęta do tego, by po całość sięgnąć bez ani chwili zastanowienia. Sześćdziesiąt minut z 30 Seconds To Mars to po części zarówno czas na wylanie swoich żali, chwile intymne, oraz po prostu - dobry rockowy czad nie tylko dla dziewczynki...
Ocena: 9/10
Grzegorz "Chain" Pindor