Wiwisekcja
Gatunek: Alternatywa
34 - to numer, który widniał się na trykocie Shaquille’a O’Neala w czasach, gdy występował w barwach Los Angeles Lakers. To również ilość wszystkich studyjnych płyt, jakie Kazik Staszewski, występując solo oraz z różnymi projektami, dotychczas wydał.
Do sumy tej nie wliczam albumów koncertowych, czy wydawnictw DVD, które zapewne zamieniłyby pierwszą cyfrę tej liczby na 4, a być może nawet 5.
Wszystkie te krążki można ogólnie podzielić na trzy grupy: wydawnictwa, które odmieniły oblicze polskiego rocka; albumy nie będące arcydziełami, ale wnoszące nieco świeżości na nasz rodzimy rynek oraz płyty nagrane trochę na siłę. Album "Wiwisekcja", zrealizowany wraz z Kwartetem ProForma (który de facto składa się z pięciu członków), umiejscowiłbym zdecydowanie w tej trzeciej grupie.
Ten dwupłytowy materiał jest właściwie wydawnictwem koncertowym. Płyta pierwsza to zapis części występu, który odbył się 13 września 2014 roku w warszawskim Teatrze WARSawy, a krążek drugi jest sześcioutworowym owocem sesji nagraniowej, zrealizowanej pod koniec stycznia tego roku w studiu S.P.
"Wiwisekcję" rozpoczyna "Notoryczna narzeczona". Kompozycja jest utrzymana w bardzo spokojnym i melancholijnym klimacie, powiedziałbym, że wręcz ponurym. Te trzy epitety to właściwie jedyne słowa, jakimi można opisać materiał umieszczony na krążku numer jeden. Poza "Sztosem", "Deszczowymi psami" i "Oblężeniem", które dodały całości odrobiny pazura, wszystkie utwory mają posępny nastrój. Podejrzewam, że gdybym pożyczył tę płytę znajomemu cierpiącemu na depresję, przyczyniłaby się ona do popełnienia przez niego samobójstwa. Domyślam się, że krążek nie miał być rockowym odpowiednikiem radiowych hitów Davida Guetty, ale forma ta jest dla mnie zdecydowanie za smętna. Krążek pierwszy zamyka siedmiominutowa wersja "Samotnych ludzi". Po jej zakończeniu słyszymy Kazika, który zwrócił się bezpośrednio do publiczności słowami: "Dziękujemy państwu bardzo". Po krótkich brawach płyta się zatrzymuje, a na ekranie mojego odtwarzacza pojawia się czas trwania wydawnictwa: nieco ponad 75 minut.
Krążek numer dwa otwiera utwór "Kalifat". Pierwsze trzydzieści sekund kompozycji ma więcej energii, niż wszystkie poprzednie 19 kawałków razem wziętych. "Prawo jazdy", z zabawnym tekstem, będącym prztyczkiem w nos wszystkim pracownikom Wojewódzkich Ośrodków Ruchu Drogowego, ma w sobie klimat nagrań Red Hot Chili Peppers z okresu lat '80. i początku '90. Zwłaszcza partie basu i bębnów przywodzą na myśl te Michaela Blazery’ego (Flea) i Chada Smitha. O ile warstwa liryczna i muzyczna przypadła mi do gustu, to sposób śpiewania, a właściwie rapowania Kazika, nie za bardzo. Brzmi trochę jak Norbi. Naprawdę!
Na koniec chciałbym pochwalić muzyków Kwartetu ProForma. Bardzo spodobały mi się partie ich instrumentów, zwłaszcza basu i perkusji. Wojciech Strzelecki idealnie dobierał dźwięki, nie ograniczając się tylko do najniższych z każdego akordu, a perkusista Marek Wawrzyniak doskonale trzymał tempo - bez zbędnego łojenia po tomach i kotle.
Kuba Koziołkiewicz