Carlos Santana kończy 60 lat.
Meksykański gitarzysta, guru dla wielu z nas, braci gitarowej, od blisko
czterdziestu lat zachwyca niepowtarzalnym brzmieniem. Któż z nas nie
próbował "Europy" czy "Samby Pa Ti"? Mimo lepszych i gorszych lat,
mimo słabych płyt, Santana dalej pozostaje w panteonie największych,
gitarowych sław, jak Hendrix czy Clapton i tego mu nikt nie odbierze,
choćby nagrywał techno-miksy razem z Dieterem Bohlenem.
Od czasu Woodstocku i wydanej w 1970 roku płyty Abraxas, Santana
króluje sobie niepodzielnie w świecie rockowej gitary latynoamerykańskiej,
a w 1999 roku, za sprawą płyty "Supernatural", może sobie pozwolić na zupełne
"nicnierobienie", sprzedał ją bowiem w 25 milionach egzemplarzy,
ale nie - wciąż koncertuje, wciąż nagrywa (własnie wydaje nowy album)
i wciąz jest zwykłym Mariachi, dającym nam to, co najlepsze w gitarowej
muzyce - radość. A więc, jak to mówia filipińczycy: Maogmang Pagkamundag!