Anathema
W listopadzie na trzy koncerty przyjedzie do Polski świetnie u nas znana formacja Anathema.
W roli gościa specjalnego wystąpi Alcest.
12.11.2017
Warszawa / Progresja
13.11.2017
Gdańsk / Stary Maneż
14.11.2017
Poznań / Hala MTP2
Ceny biletów:
149,00zł (przedsprzedaż)
160,00zł (w dniu koncertu)
Bilety w sprzedaży od 3 kwietnia na www.rockserwis.pl oraz w punktach i na stronach ticketpro.pl i eventim.pl
"The Optimist" - tytuł zapowiedzianego na lipiec jedenastego albumu Anathemy może posłużyć również jako określenie niezwykłego podejścia członków sekstetu z Liverpoolu do pracy i procesu artystycznego, któremu są wierni od założenia grupy w 1990 roku. Rozwijali się nieustannie, pokładając nadzieję w przyszłości - od chwili porzucenia sceny undergroundowej, do której powstania walnie się przyczynili po zachwyt, który budzą na świecie swoim nie uznającym żadnych granic post-progresywnym rockiem alternatywnym. Gitarzyści bracia Daniel i Vincent Cavanagh, perkusista John Douglas, jego młodsza siostra, wokalistka Lee Douglas, basista Jamie Cavanagh (brat-bliźniak Vincenta) i klawiszowiec/perkusista Daniel Cardoso mają wielki dar - sugestywna, działająca na wyobraźnię muzyka spływa im spod palców, a oni sami stawiają sobie za cel, by nie spełniać niczyich oczekiwań. W świecie nie tylko muzycznych konformistów czekających na swoje pięć minut taka postawa jest naprawdę godna podziwu i pozazdroszczenia.
"Od samego początku byliśmy uczciwi w stosunku do siebie i pisaliśmy bardzo osobistą muzykę", przyznaje Vincent. "Z tą tylko różnicą, że na starcie naszej muzycznej działalności zakrywała ją dużo cięższa instrumentacja. Kiedy jest się nastolatkiem, to naturalne, że chce się iść na całość. Mieliśmy 23-minutowy utwór ambient, pomysły inspirowane muzyką klasyczną, wielowarstwowe harmonie gitarowe, akustyczne kompozycje folkowe, eksperymenty z puszczaną od tyłu taśmą, długie psychodeliczne partie, słowo mówione… wszystko. Ale szybko nauczyliśmy się, że aby dotrzeć w muzyce do głębi emocji, trzeba pozbyć się wszystkich warstw. Melodia jest wszystkim, potem przychodzi tekst, potem rytm i bas. Czy to ma jakieś znaczenie? Czy wzrusza? Zacznijmy od tego… jeśli odpowiedź brzmi tak, można zacząć myśleć o eksperymentach".
Po wielokrotnie nagradzanym albumie "Weather Systems" z 2012 roku i urzekającym "Distant Satellites" z 2014, zespół powraca z jedenastą płytą w swoim dorobku. "The Optimist" to chyba najbardziej mroczna, najbardziej ambitna i nieoczekiwana muzyka, jaką przyszło mu zaprezentować. Wije się i zakręca jak żadna do tej pory, budząc podziw u nawet najbardziej osłuchanych z twórczością Anathemy fanów. Album powstał zimą 2016 roku we współpracy z producentem Tonym Dooganem (Mogwai, Belle & Sebastian, Super Furry Animals) w Attica Audio w Donegal i studiach Castle Of Doom w Glasgow. 11 zamieszczonych na nim utworów przesuwa granice jeszcze dalej, a jednak pozostaje wierny myśli przewodniej każdego z nich. Inspiracji do powstania płyty dostarczyła - o dziwo - okładka do albumu "A Fine Day To Exit" z 2001 roku.
Daniel Cavanagh: "Chyba można powiedzieć, że album jest na wpół autobiograficzny, bo tym razem wykorzystaliśmy wymyślonego bohatera, Optymistę. Włożyliśmy w niego dźwięki, uczucia, a przede wszystkim nasze nadzieje i obawy. Tym razem zacząłem też pisać, korzystając z inspiracji wizualnej, a kiedy John wpadł na pomysł, by napisać jakąś historię, wyszedłem od "A Fine Day To Exit". Wspaniałe piosenki Vincenta i Johna doskonale się w nią wpasowały… podczas pisania materiału byliśmy jednością".
"Facet zniknął i nie wiadomo, co się z nim stało", mówi dalej Vincent. "Czy zaczął nowe życie? Poddał się losowi? Tytuł pierwszego utworu to dokładne współrzędne geograficzne plaży Silver Strand w San Diego - gdzie ostatnio widziano Optymistę - pokazane na okładce "A Fine Day To Exit".
Niepewny los bohatera tak zafascynował trzech członków zespołu, że postanowili doprowadzić jego historię do końca, ale - co najdziwniejsze - ostateczny kształt nadają jej słuchacze. "Większość tych utworów "dzieje" się w umyśle naszego bohatera", dodaje Daniel, "i celowo pozostawiliśmy sprawę otwartą. Jego uczucia, dalsza życiowa ścieżka, jego los uzależnione są od słuchacza. To inni mają dopasować brakujące kawałki układanki… wszystkie te utwory są bardzo niejasne."
Vincent, który wziął na siebie przed-produkcyjne obowiązki, zanim zespół zaczął nagrywać w studiu, zgadza się, że w porównaniu z wcześniejszymi płytami na albumie dużo jest mrocznych i złowieszczych momentów. "W każdym utworze są takie, przy których cierpnie skóra", mówi. "A kiedy wszystko zaskakuje, brzmi imponująco - co w dużej mierze jest zasługą Tony'ego. Pierwszą rzeczą, jaką zasugerował, było brzmienie perkusji. Wiedział, że chcemy zrobić coś "dużego", więc zaproponował studio Attica, w którym jest ogromny wyłożony kamieniem salon ze sklepionym wysokim sufitem. Drugą jego propozycją były nagrania na żywo, czego nie robiliśmy od lat. Po ostatniej trasie byliśmy na to gotowi. Tony chciał uchwycić tę energię, która pojawia się tylko wtedy, gdy patrzymy sobie w oczy… to wielka różnica. Z Tonym pracuje się rewelacyjnie i podczas nagrywania tego albumu sporo się nauczyłem".