Moment przełomowy nastąpił, gdy miałam dwanaście lat. Wtedy obejrzałem wideo z jam session B.B. Kinga, Alberta Collinsa i Steviego Raya Vaughana. Ten materiał zrobił na mnie ogromne wrażenie, nie widziałem wcześniej niczego podobnego. Nie chodziło tylko o to, że wszyscy trzej byli świetnymi muzykami, ale raczej o to, że grali z ogromną pasją i potrafili się przy tym świetnie bawić. Oglądanie tego jam session było dla mnie niesamowicie ekscytującym przeżyciem, które zainspirowało mnie do dalszych poszukiwań. Na zasadzie po nitce do kłębka zacząłem odkrywać innych gitarzystów bluesowych. I tak na przykład, studiując korzenie Steviego Ray Vaughana, trafiłem na Alberta Kinga. W ten sposób odkryłem mnóstwo wspaniałych gitarzystów. Postanowiłem być taki jak oni. Chciałem dotrzeć do źródeł muzyki, by poznać ją od podszewki. Zacząłem działać od razu, skrzyknąłem kolegów i założyliśmy zespół. Zaczęliśmy dawać koncerty, kiedy miałem trzynaście lat! I od tamtego czasu praktycznie nie robię nic innego. Kolejnym ważnym dla mnie momentem było odkrycie Robbena Forda. Miałem wtedy jakieś piętnaście lat. Ford wyraźnie różnił się od starszego pokolenia gitarzystów, których muzyki wtedy słuchałem. Choć grał bluesa i jak tamci miał wspaniałe brzmienie, to jednak jego warsztat był dużo bogatszy, posługiwał się szerszym wachlarzem środków wyrazu. Używał bardziej rozbudowanych akordów i nie bał się eksperymentować nawet z tradycyjnym dwunastotaktowym bluesem. Robił to w sposób naprawdę ciekawy, melodyjnie zaawansowany i wyszukany. Zresztą w skład jego zespołu, The Blue Line, wchodzili prawdziwi wirtuozi. Nigdy wcześniej nie słyszałem tak świetnej sekcji rytmicznej. Jej członkowie nie tylko akompaniowali gitarzyście, ale wzbogacali muzykę o swoje własne elementy. Zacząłem studiować ich korzenie i odkryłem, że Robben słuchał dużo jazzu, także z sekcją dętą. W ten sposób zaczęła się moja przygoda z jazzem. Moje zainteresowania bardzo się poszerzyły. Nie interesował mnie już tylko blues, ale muzyka w ogóle. Po prostu fascynowali mnie wielcy muzycy, a sam gatunek muzyczny, jaki uprawiali, nie był już tak ważny. Od tego momentu sam zacząłem eksperymentować. Stopniowo wzbogacałem swoje surowe, bluesowe brzmienie o elementy bardziej wyszukane, pochodzące z innych gatunków muzycznych. W pewnym momencie postanowiłem, że postaram się być jak najlepszym muzykiem, a nie tylko najlepszym gitarzystą. Poza tym wszystkiego, co najważniejsze, nauczyłem się na scenie, grając z innymi muzykami, którzy byli lepsi ode mnie. Wiedziałem, że tylko w ten sposób można doskonalić swoje umiejętności i odkrywać wciąż coś nowego. Dorastałem na wsi i kiedy w wieku osiemnastu lat przeprowadziłem się do Londynu, to wtedy naprawdę otworzyły mi się oczy! Zacząłem współpracować z bardziej doświadczonymi muzykami.