"Life As We Know It" to album ważny zarówno dla zespołu, jak i jego fanów.
Ważny z kilku powodów. W tym roku przypada okrągła, 20-ta rocznica Lonestar. Zamiast rocznicowej składanki, a wydaną na 10-lecie w swojej dyskografii już mają, nagrali po prostu regularny album z nowym materiałem. Do składu powrócił wieloletni wokalista Richie McDonald, który nie wziął udziału w nagraniach poprzedniej płyty "Party Heard Around the World". Ponadto "Life As We Know It" to pierwszy krążek grupy, którego produkcją zajęli się sami jej członkowie.
Kwartet w oryginalnym składzie zawsze brzmiał lepiej, więc powrót McDonalda wyszedł im na dobre. Na "Life As We Know It" mamy do czynienia z różnorodnymi brzmieniami. Album jest pełen charakterystycznych dla Lonestar kompozycji. Od ballad typowych dla stylistyki formacji ("With My Eyes Open", "Maybe Someday"), przez country ("Pretty Good Day") aż po rockowe numery ("How Can She Be Everywhere", "Oh Yeah").
Na szczególną uwagę zasługują otwierający album "The Countdown", "Party All Day" oraz tytułowy "Life As We Know It". Mimo swej prostoty zarówno pod względem instrumentalnym, jak i tekstowym, to zdecydowanie najmocniejsze strony krążka ze względu na chwytliwe refreny oraz śpiewne partie gitar. Bardzo przyjemne, radio friendly kompozycje to również "I Miss When" i "Oh Yeah".
Lonestar nie wprowadzają nowości i powoli odchodzą od brzmienia country na rzecz popu, ale nie można powiedzieć, że "Life As We Know It" im się nie udał. To świetny album na rozpoczęcie kolejnej dekady, ale koniecznie w niezmienionym składzie.
Wojciech Margula
