Niektórzy może jeszcze pamiętają, że Ciechanów był stolicą. Co prawda tylko województwa ciechanowskiego, ale zawsze stolicą. Województwo zmieniło się w powiat, a to nie brzmi już tak dumnie. W tym roku jednak duma może rozpierać każdego mieszkańca Ciechanowa. Bo właśnie zespół Why Ducky? mocno związany z ciechanowską ziemią wydał swoją debiutancką płytę.
Why Ducky? od prawie dekady uświetniają swoją obecnością festiwale w Polsce. Nie jest to aż takie łatwe z logistycznego punktu widzenia, bowiem zespół ten jest big-bandem. Jednostek w nim jest równie dużo, co w porządnej rodzinie katolickiej, a każdy z muzyków ma dedykowany instrument. W sumie wychodzi tego trzy saksofony, klawisze, bas, perkusja, dwie gitary i harmonijka. W sam raz na podjęcie się konwencji rhythm & bluesa i to w formacie niczym z filmu "Blues Brothers". Na czele grupy stoi Stanisław Antośkiewicz, etatowy propagator kultury bluesowej, autor audycji muzycznej w lokalnym radiu i dyrektor artystyczny ciechanowskiego festiwalu bluesowego. Człowiek wielu talentów, z części których wraz z zespołem próbuje się rozliczyć na debiutanckiej płycie "The Mo".
"To miało być zwykłe demo (…). Z czasem ktoś wymyślił, aby ubrać to w okładkę kolorową" - informację taką możemy znaleźć w pudełku. Biorąc pod uwagę powyższą deklarację, możemy śmiało potraktować artystyczne dzieło kosmitów z Ciechanowa jako formę dobrej zabawy, a nie próbę przecierania nowych szlaków muzycznych. Nie oznacza to jednak, że wykonanie dziesięciu utworów zawartych na płycie jest pozbawione profesjonalizmu. Słychać, że "Łajdaki" to zgrane chłopaki, no i wszechobecna jest tak rzadko wykorzystywana na naszym rynku bluesowym sekcja dęta.
Autorzy notek encyklopedycznych o Ciechanowie powinni uzupełnić je o bardzo ważną informację. Okazuje się bowiem, że obok Dody Elektrody i profesora Bralczyka kolejnym godnym reprezentantem tego miasta jest Stanisław Antośkiewicz. Wraz ze swoim zespołem Why Ducky? znakomicie promuje Ciechanów. Może nie jest tak dobry w repertuarze patriotycznym jak Zespół "Mazowsze", bo zamiast grania lokalnej muzyki ludowej poleciał w amerykańskiego bluesa, ale nie jest źle. Wszak czyni to w profesjonalny sposób, co udowodnił na płycie "The Mo".
Kuba Chmiel
