Dobry kolega Eda Sheerana nagrał album, który doskonale wpasuje się w praktycznie każde miejsce i okoliczności. Trzeba się zatem liczyć również z tym, że słuchając go możemy bardzo szybko zapomnieć, że w ogóle po niego sięgnęliśmy.
Ryan Keen przyszedł na świat w 1987 roku w Wielkiej Brytanii. Jego największym muzycznym bohaterem jest John Lennon, choć nie obca mu była fascynacja muzyką BB Kinga, Erica Claptona, Nicka Drake'a, Buena Vista Social Club i Berta Janscha. W 2010 roku pojawiła się na rynku jego pierwsza EP-ka - "Aiming For The Sun". Wkrótce wydał również kolejne - "Focus" i "Back To The Ocean". Debiutancki krążek Ryana z pewnością nie powstałby, gdyby nie jego upór i ciężka praca. On sam bowiem nagrał i opłacił jego produkcję z własnej kieszeni. Czy rzeczywiście była to dobra inwestycja?
Na "Room For Light" znalazło się 12 nastrojowych kawałków, w których nietrudno dostrzec podobieństwo do twórczości młodszego o cztery lata rudzielca. Można by także pokusić się o stwierdzenie, że muzykowi bliska jest też wrażliwość Chrisa Martina z Coldplay, Damiena Rice'a, José Gonzáleza, a nawet Tima Rice-Oxleya (kompozytora i klawiszowca grupy Keane). Przekłada się to na takie utwory jak "All This Time", "Focus", "Body Over Mind" czy "When The Day Breaks". Niewątpliwie robią one na słuchaczu całkiem dobre wrażenie.
W przypadku pozostałych kompozycji bywa różnie i tu właśnie jest pies pogrzebany. Debiutanckie dzieło naszego brytyjskiego przyjaciela staje się wszak w pewnym momencie niezauważalne. Powtarzalność schematów odbiera mu urok i czyni zeń jedynie drobny dodatek do szarej codzienności, nic poza tym.
Pomimo, iż "Room For Light" wzbudza we mnie mieszane uczucia, to jednak ciężko przejść obojętnie obok świetnych tekstów Ryana i jego charakterystycznego głosu. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko czekać na kolejną płytę muzyka.
Elvis Strzelecki
